Co w tej sytuacji zrobiłby Jezus, albo Królik?

„Nie tego się spodziewałyśmy” – powiedziały Klientki, które chwilę wcześniej zaakceptowały projekt. Albo inny Klient, który kilka tygodniu po zakończeniu projektu, na moje maile z prośbą o rozliczenie, odpowiadał „właśnie do ciebie pisaliśmy”. Albo drukarka z dofinansowania z Urzędu Pracy, która okazała się tak droga w eksploatacji, że boję się jej dotykać. Albo komputer, który nagle padł, a ja byłam w środku dużego projektu i kilku mniejszych. Albo znowu ktoś mi naruszył prawa autorskie. Albo panika, że nic więcej mnie już nie czeka. Albo… A ja chciałabym, żeby wszystko szło gładko, bez pomyłek. Żeby było idealnie.

Jednak na samą myśl, że jest idealnie, czuję się lekko znudzona. Mimo, że mój układ nerwowy jest beznadziejny – łatwo się ekscytuje i długo uspokaja. Zauważyłam jednak, że aby sprawnie funkcjonować, potrzebuję odpowiedniego poziomu pobudzenia. Za wysokie wpędza mnie w euforię albo wściekłość i oburzenie. Ciężko mi wtedy zobaczyć konstruktywne rozwiązania. Za niskie pobudzenie skutkuje u mnie znużeniem i chodzeniem po domu. Najczęstsza trasa to: Koty, kuchnia, łazienka. I tak w kółko. Widzę też, że lubię brać udział w takich projektach, w których mam szybko efekt. Bardzo mnie to motywuje do dalszych działań.

Kryzysy, wpadki, błędy, pomyłki traktuję jako naturalny element rozwijania się. W pewnym sensie są dla mnie związane z brakiem lub przeciążeniem w jakimś obszarze. Mobilizuję się wtedy do spojrzenia, co jest dla mnie ważne w danej sytuacji i szukam rozwiązania. Klientki, które spodziewały się czegoś innego, poprosiłam o rozmowę. Czułam się bardzo zestresowana. Wiem, jak łatwo w takich chwilach eskalować napięcie i wyobrażać sobie najgorsze rzeczy. Wyszłam jednak z założenia, że każda ze stron ma dobre intencje. Zależało mi, aby uporządkować sytuację i usłyszeć się nawzajem. Powiedziałam, co było dla mnie trudne w kontakcie, jaki widzę potencjał i co możemy zrobić, aby powstał projekt, który odpowie na ich potrzeby. Pomogła mi też świadomość, że każda ze stron może być wygrana. Współpraca to nie tylko sam projekt, ale też to, co dzieje się dalej. Czy ja bym poleciła komuś potem te Klientki, albo one mnie? Udało nam się wspólnie ustalić nowy tryb pracy. Projekt, który powstał, jest o wiele lepszy dzięki naszej wymianie. Kryzys, przez który wspólnie przeszłyśmy, dał nam poczucie, że potrafimy się porozumieć także w trudniejszych momentach. No i bardzo się polubiłyśmy.

Zdarzyło mi się kilka współprac, które zakończyły się inaczej. W takich sytuacjach także staram się podchodzić partnersko, choć są to mniej przyjemne działania. Sprawdzam, jakie rozwiązanie jest dla mnie w porządku. Czytam jeszcze raz korespondencję, aby podsumować sobie wszystkie ustalenia. Przy okazji bardzo polecam maile podsumowujące rozmowy telefoniczne.

W przypadku Klienta, który „właśnie do mnie pisał” wysłałam mu wiadomość, że w razie braku rozliczenia w ciągu kilku dni, skorzystam z rozwiązań prawnych. Zadziałało. Inny Klient ignorował terminy i często nie odpowiadał na maile. Kilka tygodni od momentu, gdy przesłałam mu prace napisał, żebym naniosła poprawki. Odniosłam się do faktów i powiedziałam, że zgodnie z umową czas na wprowadzanie uwag już dawno minął. Jeszcze inny Klient, gdy przyszedł moment rozliczania, gotowe prace uznał za niedorobione szkice. Oczywiście miało się to bardzo przełożyć na moje wynagrodzenie. Wahałam się nad tym, na ile mam być bezpośrednia, jednak podjęłam decyzję, aby napisać wprost, że chce mnie oszukać. Reagowanie na takie sytuacje widzę też w szerszym kontekście – jako mój obowiązek. W ten sposób przecież współtworzę środowisko rysunkowe / ilustratorskie.

Chcę, żeby było jasne – rozumiem, że każdemu może zdarzyć się coś nieprzewidzianego. Jestem otwarta na szukanie nowych rozwiązań. Poza tym nikogo nie obchodzą kulisy powstawania projektu, tylko efekt finalny, który ma być najlepszy. Jednak gdy ktoś podchodzi nieuczciwie, nieprofesjonalnie, usztywniam swoje granice. Nie boję się utraty takiego Klienta. Co to za frajda współpracować z kimś, kto kręci? Oczywiście, fatalny Klient zna też inne osoby, którym może opowiedzieć, że to współpraca ze mną jest beznadziejna. Ale może to zrobić tak, czy inaczej. A przy okazji oszczędzi mi kolejnych słabo prowadzonych projektów.

Co, gdy akurat wpadka jest po mojej stronie? Najgorsze, co może być, to brak kontaktu. Daję znać, co się wydarzyło, na jakim etapie ogarniania danej sprawy jestem i szukam takich działań, które nie będą miały wpływu na ostateczny termin oddania prac i jakość tego, co ma powstać. Nie przekonuję też na siłę do współpracy ze mną. Gdy jedna z moich Klientek zadzwoniła spanikowana, że boi się, że nie zdążymy z projektem, wiedziałam, że ona już podjęła decyzję o wycofaniu się z niego. Przeliczyłam się z własnymi mocami przerobowymi i obiecałam jej więcej, niż danego dnia mogłam wysłać. Przeprosiłam ją za swoje niedotrzymanie słowa. Nadrobiłam potem to, co miało powstać. Główny projekt odpuściłyśmy, ale praca, którą zrobiłam, została wykorzystana przy mniejszym wydarzeniu.

Co jeszcze mnie inspiruje w trudnych sytuacjach:

  • samo działanie. Szkoda mi tracić czas i energię na ogarnianie straszków, skoro mogę ją wykorzystać na zmiany. Przy okazji bardzo polecam książkę Susan Jeffers „Nie bój się bać”;
  • Rodzina i inne Bliskie Osoby. Widzę, jak ważne jest dla mnie funkcjonowanie w obszarach innych niż praca. Miejsca, w których mogę się odgadać, powściekać, wyryczeć, dostać wsparcie;
  • zaangażowanie społeczne. Ludzie, którzy sami czasem mają bardzo mało dla siebie, lecz dzielą się z innymi;
  • zadanie sobie pytania, czy to, czym się akurat zajmuję jest tym, co w ogóle chcę robić. Często się męczę rysując, ogarniając formalności związane z moją pracą. Jednak zawsze mam poczucie, że to jest właśnie to;
  • regularnie od wielu miesięcy spotykam się z dwiema osobami na omawianie wspólnej pracy. Każda z nas robi coś innego. Jednocześnie są obszary, które są nam wszystkim bliskie. Dzielenie się swoimi osiągnięciami, pomysłami, wpadkami jest bardzo motywujące i rozwijające. Poczucie, że osiąganie różnych celów to czasem żmudna praca, przemęczenie, zwątpienie, zagubienie sprawia, że patrzę na siebie z większą czułością. Nie jak na robota wielozadaniowego, który każdego dnia musi przekraczać normy;
  • czas na tylko swoje sprawy, gdy nie pędzę na żadne spotkanie i niczego w danym dniu nie muszę robić;
  • poczucie, że moje kontakty z innymi to wielowymiarowa sieć. Nikt nie jest lepszy ani gorszy. Ktoś wspiera mnie, ja wspieram jeszcze kogoś. Czuję, że uczestniczę w jednej wielkiej wymianie;
  • delegowanie i proszenie o pomoc;
  • książki i kino. Kocham samotne wyprawy na filmy. Tak samo, jak jeżdżenie rowerem – jestem tylko w swoich sprawach, w jakichś wyobrażonych życiach. Przeżywam, relaksuję się, wymyślam;
  • ludzie, którzy zaglądają na życie-na-kreskę. Czuję, że to przestrzeń, w której się spotykamy takie / tacy, jakie / jacy jesteśmy. Bardzo za to dziękuję każdego dnia;
  • postacie, które rysuję – zabierają głos w moim imieniu. Znacie Kury, Muchy, Węże, Królika? Szczególnie ten ostatni – na dzień dobry trochę szorstki, ale pełen czułości kumpel. Świetnie wiedziałby, co w danej chwili odpowiedzieć, jak zareagować – a nie tydzień później, jak ja… Dobrze czasem pomyśleć, co zrobiłby ktoś dla nas ważny.