Lem opisuje światy kosmiczne, futurystyczne, pełne robotów, pokonujących granice wyobraźni konstruktorów („Bajki Robotów”, „Cyberiada”). Lecz niezbyt to optymistyczne wizje, które mówią o zaawansowanej technologii połączonej nie tylko z pomysłowością, szlachetnością, ale i skąpstwem, przemocą, zazdrością. Stąd moje postacie – kanciaste, jakby z przeszłości, z której śmiało patrzył w przyszłość autor. Jednocześnie bardzo ludzkie, w sandałach ze skarpetkami, roztargnione. Stąd maszyna produkująca cyfry, gwiazdy i gołębie (te ptaki, mam nadzieję, będą do końca świata). I mgłę, wszechobecną jak tajemniczy ocean w „Solaris”. Stąd psy, które wyglądają groźnie. I postacie o rubinowych oczach, tworzące kolejne planety, jakby żuły gumę balonową. Siorb – i gotowe!
Ta rzeczywistość bez samego autora byłaby niekompletna. Umieściłam go wraz z maleńkim Kosmonautą, którego widać na archiwalnych zdjęciach. Lem obserwuje zza maski. I sam jest obserwowany. To znów ukłon w stronę „Solaris”, gdzie światy się mieszają. Nie wiadomo, kto kogo poznaje, bada. A Kosmonauta – po prostu łapie autobus. Praktyczne podejście i koniec.
Lem – na wielu fotografiach uśmiechnięty. Jego poczucie humoru jest widoczne w historiach, które opowiedział. Dlatego umieściłam kury w supermaszynie oraz królika i marchewki. Marzy mi się, żeby ludzie, widząc moją pracę, komentowali: „Roboty – rozumiem. Ale o co chodzi z tymi marchewkami?” Marzy mi się, aby ludzie, mijając tę namiastkę światów Lema, zanurzali się w niej, jak bohaterowie „Solaris” w oceanie.